Spotkanie z Odessą

Od kilkunastu dni dane mi jest przebywać na terenie Ukrainy. Podróż do tego kraju, który w niedalekiej historii, był nam tak bardzo bliski, otwiera oczy na realia życia ludzi mieszkających tuż za naszą granicą.  Droga do Odessy jest ciężka. Ks. Antoni miał rację mówiąc, że w nocy nie da się jechać tymi drogami. Nigdy nie wiesz co za chwilę możesz spotkać na drodze. Podróżowaliśmy jeszcze za dnia, a i tak co  chwilę  zaciskałem  usta  z  obawy,  czy  resory  są  jeszcze  całe,  bo zniszczenia dróg są naprawdę duże.  
  

Wreszcie,  po  nocy  spędzonej  u  znajomych  ks.  Antoniego  w Chmelnycki,  ruszamy dalej, by przed wieczorem  dotrzeć do Odessy. Na  miejscu  czekał  Sasza  z  rosołem  ugotowanym  na  nasz  przyjazd. Zmęczenie  był  tak  duże,  że  zostawiliśmy  ten  przysmak  na  następny dzień. Ale mimo zmęczenia, o godz. 19.00 sprawowaliśmy Mszę świętą w kaplicy Boga Ojca Przedwiecznego z udziałem jednej parafianki.
Chwila odpoczynku i postanowienie,  by    tego  samego  dnia  zobaczyć nocą Odessę i port morski.  Nocą niewiele się da zobaczyć, ale wrażenie było duże, gdy przed  oczyma  ukazał  się  port  i statek  pasażerski  przycumowany do  brzegu.  W  mroku  nocy  i  siąpiącym deszczu zauważyłem coś, co zwróciło moją uwagę. Na dużym placu przed portem stała olbrzymia rzeźba, która przypominała wielkie jajo i dzieciątko z niej wychodzące. Ks. Antoni wyjaśnił, że jest to posąg życia. Przedziwne, że taki posąg, mający przecież jednoznaczne przesłanie, może tam stać. Przecież ktoś musiał zgodzić się na to dzieło. Ten posąg stoi jakby w sprzeczności i atmosferą wobec życia jaka dominuje w tym miejscu. W Odessie jest chyba 6 klinik aborcyjnych, a to świadczy o promocji
raczej zabijania nienarodzonych dzieci, a nie ich obrony. Skąd więc, taki posąd wychwalający życie? Z tymi myślami musiałem się „przespać”, by po kilku dniach, znów będąc przed odeskim portem zrobić dzienne zdjęcie tego posągu.

Życie  religijne  w  Odessie  to  sprawa  bardzo  skomplikowana  i złożona. Pełno tu świątyń ze złocistymi wieżami, ale niestety, nie są to świątynie  katolickie.  Tutaj  panuje  Prawosławie,  w  większości  moskiewskie, bardzo nieprzychylne katolikom. Katolicy żyją w Odessie jak  pierwsi  chrześcijanie.  Spotykają  się  w  maleńkich  kapliczkach, zwykle  mieszczących  się  w  prywatnych  domach  wierzących  katolików.  Przychodzą  z  różnych  zakątków  miasta,  by  razem  przeżywać spotkanie  z  Bogiem.  Jestem  na  Mszy  świętej,  by  wygłosić  pierwsze kazanie  rekolekcyjne  w  obrębie  parafii,  której  proboszczem  jest  ks. Antoni.  Dwa  maleńkie  mieszkania,  własność  p.  Stanisławy,  zostały przeznaczone na kaplicę. Do parafii należy góra 30 osób.
Druga parafia ma wezwanie Boga Ojca Przedwiecznego, gdzie proboszczem jest ks. Jerzy Nahorny, znany nam z rekolekcji adwentowych. Parafia ks. Jerzego nieco większa, liczy ok. 100 osób. Budynek, w którym mieści się kaplica i zarazem mieszkanie obydwu kapłanów, został  zakupiony  za  bardzo  duże  pieniądze  i przez  władze  miasta  jest traktowany jako budynek prywatny.  Budynek  jest wielofunkcyjny.  Tutaj  są obrzędy  liturgiczne,  spotkania z grupami, a także lekcje  języka  polskiego, prowadzone  przez  jedną z  sióstr  bezhabitowych, które posługują w parafii. W  ostatnim  czasie  udało się stworzyć wspólnotę Kręgu Rodzin. Problemem tej wspólnoty jest to,  że  niektóre  małżeństwa  są  mieszane  (katoliczka  i  mąż  wyznania prawosławnego), co rodzi częste konflikty.
Odessa  licząca  prawie  1,5  mln mieszkańców,  położone  nad  Morzem  Czarnym,  jest  atrakcją  dla turystów,  którzy  przybywają  tutaj z wielu stron świata, by odpoczywać,  bawić  się  i  przeżyć  przygodę.  Gołym  okiem  widać  dysproporcje  jakie  tutaj  panują.  Obok świetnie  urządzonych  obiektów turystycznych  i  okazałych  budynków na najwyższym poziomie, będących w prywatnych rękach, są obrazy świadczące o straszliwej  biedzie, by nie powiedzieć nędzy, widocznej niemalże na każdym kroku. Przeciętnego mieszkańca Odessy nigdy nie będzie stać na obiad zjedzony w restauracji turystycznej, bo musiałby wydać prawie 1/3 swojej pensji. Wielu mieszkańców pobliskich wiosek nie jest  w stanie zrobić  większych zakupów w sklepie wielkopowierzchniowym, bo nie ma na to środków. Mieszkańcy okolic  Odessy  są  podzieleni  wielokulturowością  i  skrajną  odmiennością religijną.  Mieszkają  tuż obok  siebie,  są  sąsiadami,  ale  dzieli  ich  odmienność religii, co powoduje wzajemną izolację i niechęć do siebie. Natomiast łączy ich panująca obawa przed możliwą agresją. Boją się o swój byt i przyszłość, a to rodzi zniechęcenie i bezczynność.  

Panujący na tym  terenie przez blisko 70 lat nieludzki  system narzucony przez sowietów zostawił swój ślad. Na różne sposoby rozprawiano się z katolikami, niszcząc ich świątynię i izolując od siebie, by w ten sposób zabijać ducha tradycji. W ludzkich sercach była bojaźń,  która  trwa  do  dziś.  Piękne świątynie zostały zamienione na magazyny, albo, jak np. Katedra w samym  centrum  Odessy,  służyła  do rozrywki  i  bluźnierczych  czynów.Większość  z  tych  świątyń  obecnie jest w ruinie, a ponieważ brak katolików  na  tych  terenach,  nie  ma  kto zająć  się  odbudową  tych  czcigodnych miejsc. Jako chrześcijanie mający jednego Ojca w niebie powinniśmy się modlić o pokój i bezpieczeństwo tutaj, na Ukrainie i na całym świecie.

Często się mówi, że wyjazd do Ziemi Świętej to jakby przeczytanie „Piątej Ewangelii” i jest w tym dużo prawdy. Dwa tygodnie spędzone w Odessie były dla mnie na wagę  lekcji  historii  czytanej  w  realiach  codziennego  życia  tamtejszych  mieszkańców. Wielu z nich nosi głęboko w sercu smutne, by nie powiedzieć przerażające wspomnienia z przeszłości. Starsi ludzie pamiętają sowiecki terror stosowany na każdym kroku wobec katolików i Polaków tam mieszkających. Pewnego dnia, wraz z ks. Antonim wybraliśmy się na cmentarz, gdzie są grzebani zmarli z całego miasta. Olbrzymi  teren,  pełen  ogrodzonych  grobów,  na  których  stoją  krzyże  o  kształtach zarówno  prawosławnych,  jak  i  katolickich.  Ale  nie  to  było  celem  naszej  podróży. Tuż  obok  cmentarza  znajduje  się  mogiła  oznaczona  betonowymi  krawężnikami  z tablicą informacyjną. Tutaj znajdują się ciała ludzi, których można bez wątpliwości nazwać męczennikami za wiarę. W czasach komunistycznego terroru zamordowano tych ludzi tylko dlatego, że okazali wierność krzyżowi i Jego nauce. Zanim zostali zabici, mieli do wyboru ucałować krzyż lub go podeptać. Ucałowali, a ceną za ten gest wierności był strzał w tył głowy. Takich wspólnych mogił jest wiele na terenie południowo-wschodniej Ukrainy. Po takich dramatach pozostał ból i strach, który na gaśnie mimo upływu lat. Ludzie pamiętający tamte koszmarne lata, dziś już bardzo podeszli w latach, wciąż trwają przy Panu i Jego Ewangelii.  
Wiara katolików, szczególnie polskiego pochodzenia, wciąż jest żywa i niezmienna. Piękne są spotkania z tymi ludźmi – to jakby żywa historia. Oni zaś, wciąż starają się pielęgnować  wspomnienia i  Polskość noszoną  w  sercu. Gromadzą  się  na  wspólnej modlitwie, która tak pięknie brzmi w naszym, ojczystym języku.  Przez lata rozłąki z Polską mogli zapomnieć wiele słów, ale modlitwy po Polsku nie zapomnieli.
Wcześniej  pisałem  o wszechobecnej biedzie, która wynika z bardzo  skromnych  dochodów.  Pewnego  wieczoru  odwiedziliśmy  rodzinę, która  mieszka  w  bloku  o  warunkach niespotykanych w Polsce. Natychmiast po  wejściu  do  środka  natknęliśmy  się na  „czuwającą”  portierkę,  która  ma zadanie  kontrolowania  wchodzących  i wychodzących  z  bloku.  Nie  byłoby  w tym  nic  dziwnego,  gdyby  nie fakt, że w kilkanaście minut po wejściu do rodziny, która nas zaprosiła, pojawili się dwaj funkcjonariusze uzbrojeni w długą broń. Zażądali naszych paszportów, ponieważ dokonaliśmy „przestępstwa” w postaci filmowania klatki schodowej. Okazało się, że czuwająca pani portierka, widząc kamerę wniesioną do budynku, natychmiast powiadomiła odpowiednie służby. Dzięki Bogu udało się „odstraszyć” funkcjonariuszy informacją, że o całym zajściu powiadomimy Polski Konsulat w Odessie. Warto było pójść do tej rodziny, by zobaczyć realia życia. Z klatki schodowej wchodzimy w drzwi, które wydawało się, że prowadzą do mieszkania naszej rodziny. Tymczasem weszliśmy do korytarza, a tam było kilka następnych drzwi, z których część prowadziła do jednego mieszkania przydzielonego dla rodziny. Rodzina nie posiada ani własnej kuchni, ani łazienki. Wszystko dzieli z pozostałymi rodzinami tego korytarza. W pomieszczeniu, które jest wspólną kuchnią można zobaczyć kilka urządzeń do gotowania - tyle ile rodzin tutaj mieszka. Jeszcze gorzej jest z łazienkami, bo są wspólne i każda osoba, chcąca skorzystać z tego obiektu, musi czekać na zwolnienie miejsca. Przyzwyczajeni do pewnego komfortu i prywatności, zastanawialiśmy się jak można żyć w takich warunkach. Ale z drugiej strony, czy nie warto pomyśleć o sytuacjach znacznie gorszych niż ta, które miały miejsce w historii, z tą jednak różnicą, że wówczas był czas ekstremalny i wyjątkowy, a tutaj „normalne życie”. xdzh



Kwiecień 2024
BuaXua Calendar